13 listopada 2018

Przypadkowy dzień konia arabskiego 11.11




Miało być zwyczajne trenowanie i wyjazdy na mistrzostwa, ale jeden arab wystarczył, by i inni się przesiedli. 
Tak oto zbiórka na polu mistrzostw Moorland trwała nieco dłużej (tym razem nie zaspałam). Nim jeszcze zdążyłyśmy wymienić się pomysłami na tenże wieczór, odkryłyśmy dziwną anomalię. Zaczęły się dziać rzeczy, które nie śniły się nawet filozofom. 


To nie trening woltyżerki, ani pająk na ziemi. My próbujemy sięgnąć gwiazd.

Właścicielka została ewidentnie wdeptana w ziemię, lecz nikt nie chciał się do tego przyznać, więc przyjmujemy wersję "ruchome piaski mnie zeżarły".

Dwie klubowe wiedźmy próbują przywołać nasze prywatne demony, lecz się nie udało. Za dużo ludzi byłoby świadkami.

Teraz przejdźmy do części normalniejszej z tego dzikiego zjazdu.

Ten kto podwózką się przemieszczał, oszukistą stał się w sekundę! Na piechotę albo wcale, oto nasza dewiza.
Standardowe zaduszki na kanale głosowym i płacze, gdy lami się przeszkodę, to coś normalnego dla nas, dla innych pewnie szataństwo.





Całość zakończyłyśmy długą kadrą, z której niestety nie mamy zdjęć, ponieważ byłyśmy zbyt skupione a zarazem zmęczone.

Mam nadzieję, że z każdym tygodniem będzie nas coraz więcej. 
Wyczekuję tego, jak świstak wiosny.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz