11 grudnia 2018

Mikołajki dnia siódmego

Witajcie czytelnicy


Nasza rodzina powoli staje się coraz większa, a dla mnie, jako właścicielki, są to kolejne wyzwania, którym próbuję stawić czoła. Nie jest łatwo, ale mam cudowne wsparcie od każdej kochanej duszy z klubu. 

Przejdźmy teraz do bardziej interesujących rzeczy.

Spotkanie Mikołajkowe 07.12

Zima nam nie straszna, dlatego postanowiłyśmy zebrać się przy wyścigu w DUD. Ciepłe ubranie, zimnolubny koń i punktualność. Niewielkie wymogi, ale zawsze jakieś. Do reżimu mi jeszcze daleko.
Magicznym (telepatycznym) sposobem większość osób przybyła na kucach islandzkich, przez co od razu zostałam wygoniona do stajni, aby zamienić stary model fiorda na małą, puchatą kluskę. 
Dziwnym trafem znalazłyśmy także rekruta, który zaginął po napisaniu zgłoszenia, jednak nam nikt nie umknie. 
Złapana, przyjęta i ukochana.

Po tej szybkiej zbiórce pojechałyśmy poszukać ciekawego miejsca na zdjęcia. Przy okazji dotarło do nas parę osób.


 Samo wejście na ten piekielny kawałek lodu przyniosło parę zgub oraz podniosło mi ciśnienie, ale czego się nie robi dla dobrych ujęć?
Po tym udałyśmy się na kręgosłup dinozaura. Zgubiłyśmy parę osób, kilka spadło z wysokości, ale żadne zwierzę nie ucierpiało podczas tej wycieczki! 

Mało świąteczny klimat, ale to dopiero był początek.
Z kopyta udałyśmy się do Valedale, skorzystałyśmy ze skrzypiącej windy i sturlałyśmy się z górki, wprost do sań Świętego Mikołaja.




Dzikie harce i tańce pod choinką, nawet ustawić ciężko je było, tak wczuły się w muzykę grającą na Discordzie. Niektóre nawet nas nie słyszały przez dłuższą chwilę, ale dałyśmy radę to naprawić. 

Gdy zagubione dusze do nas dotarły, udałyśmy się na start crossu, specjalnie przygotowanego na ten dzień przez naszą liderkę. raz widziany, a potem próba na pamięć i szybkość zarazem. Niestety, to był za duży stres, gdy jechała za nami taka zmora i eliminowała każdego z kolei! To na pewno nie był elf.

Nie zniechęcone pognałyśmy na największe zamarznięte jezioro, gdzie zaplanowałam *werble* driftowanie.
 Członkinie miały za zadanie zaprezentować mi swoje zręczne palce śmigające po klawiaturze i wewnętrzny spokój, gdy zarzucało koniem, jak bolidem F1 na torze w Monako.

(Zlałam się z otoczeniem)

Tak naprawdę nagrywałam je po to, aby mieć na czym uczyć się montować filmy oraz dodawać dźwięki, hah.

O nie...

...chyba się zorientowały.

Otoczyły mnie.

I właśnie w tym momencie zaczęły działać dziwne moce, ponieważ Discord wywalił prawie wszystkich z głosowego, zostawiając mnie i klubowego żółwia. Interesujące i przykre jednocześnie.
Przez niego została nas garstka, więc na zakończenie pobawiłyśmy się w berka na lodzie. 


Pierwszy raz od założenia zaskoczyła mnie frekwencja.
Mam nadzieję, że to się nie zmieni. Nadal będziemy się dobrze bawić, nawet jeśli ktoś będzie tylko przez 15 minut. W końcu to nie czas mierzy nam zabawę, a wykorzystane chwile.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz